wtorek, 4 sierpnia 2015

Zakupowe Chiny


Na początku wyjazdu zaplanowałam sobie, że po powrocie zrobię zdjęcia zakupom i wstawię na bloga, dokladnie o nich opowiadając, jednak w praktyce wyszlo jak zawsze, czyli nie wyszło.
Kupilam za dużo i rozpakowując walizki porozwlekałam po całym domu, więc określę mniej więcej jak wyglądają zakupy w Chinach.
Targowanie się jest sportem. Zarówno sprzedawca jak i kupujący mają niezły ubaw, grają emocjami, krzyczą, wyzywają się. Europejczycy rzadko wpasowują się do tego schematu, ale jak już im się uda, to wszystkie "drzwi" i ceny stoją przed nimi otworem. :) 
Z przykrością muszę jednak obalić mit tanich Chin. Ceny bardzo się wahają w zależności od miejsca, między jedną ulicą a drugą potrafi być w przeliczeniu kilkanaście zł różnicy. 
Sprzedawcy bardzo często zawyżają wartość produktu nie tylko w turystycznych miejscach, ale także na zwykłych targach czy straganach ulicznych, np. widząc białego człowieka. Dlatego utarło się zaczynać negocjacje od ok. 20% początkowej liczby. Reguła ta nie zawsze się jednak sprawdza. Trzeba wyczuć czy sprzedawca skory jest odpuścić i ewentualnie ile.
Tematem, o którym chcę wspomnieć jest tzw. targ podróbek w Szanghaju.
Weszliśmy do wielkiej hali podzielonej na alejki i pokoje. Po wejściu do jednego z nich w dziale toreb mogliśmy zobaczyć torby Louis Vittoun ze znakiem Michela Korsa i inne takie "perełki". Jednak po krótkiej rozmowie Chinka prowadziła nas przez labirynt skrętów i przejść do... kolejnego sklepu. Po dyskretnym ocenianiu nas przez resztę obsługi, jedna osoba ciągnęła nas w dalszą część sklepu, gdzie podchodziła do regału z torbami (takimi jak już wyżej wspomniałam), wkładała dłoń pod spód półki, wykonywała jakiś ruch, prawdopodobnie wpisywała kod? I caly fragment ściany się odsuwał ukazując "secret room", zapełniony od podłogi do sufitu markowymi torbami z metkami. Porównując swój model LV do jego odpowiednika tam... Nie znalazlam żadnych różnic...
I tutaj przejdę do kolejnego tematu...
Myślę, że zrozumiałam, w jaki sposób te rzeczy tam trafiły. Chińczyk pracuje w fabryce i zgłasza, że zrobił 20 toreb, a tak naprawdę produkuje 25. Resztę jakoś wynosi (na targu była widoczna zżyta społeczność i wzajemne zaufanie sprzedawców). Nie zamierzałam nic kupić, jednak sprzedawczyni błędnie zinterpretowała moją obojętność i coraz to bardzoej obniżała swoją cenę. Skończyła na plecaku Chanel i torebce Prady za odpowiednik 150zł... Nie wiem, czy w Pradzie można kupić guzik za tę cenę haha :)
Chodzi mi o to, że jest to niesamowite ograbianie marek. Jak widzicie, przebicie ceny jest ogromne, a różnic między modelami oryginalnymi a tymi "chińskimi" jest nie do zobaczenia (przynajmniej przeze mnie). 
Dodatkowo mój pogląd na kupowanie podróbek jest następujący: jeśli nie masz pieniędzy na prawdziwą załóżmy Pradę (bądź nie chcesz ich wydawać) to sobie "Prady" nie kupujesz. Nie rozumiem tego wszechobecnego lansu na markę. Marka wyznacza jakość, która z podróbką nie ma nic wspólnego. Czytałam ostatnio z Newsweeku artykuł, wg którego badania udowodniły, że to najczęściej wśród klasy średniej panuje lans na marki. Ludzie z wyższych sfer zwyczajnie nie zwracają na to takiej uwagi. 
Zanim kupicie podróbkę, zastanówcie się - czy warto? Nie lepiej kupić sobie ładną torbę dobrej jakości bez loga? :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za wszystkie komentarze :)